piątek, 11 października 2013

Od Elizabeth: 5. Powrót ciotki

Wracaliśmy do domu w milczeniu, zauważyłam, że Gabriel jest rozdrażniony, więc nie chciałam pogorszyć jego stanu, no bo cóż... Nadal trochę się jeszcze go bałam. A tak poza tym to mnie strasznie dupa bolała i nogi. Na koniach było fajnie, ta pani (nie pamiętam jak się nazywa) była miła, chociaż muszę przyznać, że takie duże zwierzęta wywołują u mnie pewien lęk, że stanie mi się kolejna rzecz.
Gdy terenówka się zatrzymała przed domem (tak z innej beczki... Ile ja mam tych samochodów?!) to Gabriel pomógł mi wysiąść, przy każdym kroku wręcz stękałam, a on się cicho podśmiewał.
- To nie jest śmieszne.- mruknęłam.
- Oczywiście, że nie, ale masz ciekawą minę.
- Ciekawą?
- Niby cierpisz, ale jesteś zadowolona. Dawno tego nie widziałem.
Wywróciłam oczami i weszliśmy do domu, od razu przywitała nas nowa pokojówka Alice.
- I jak było? O matko Eli czy ten skurczybyk bardzo cię wymęczył?!
- Panienko.- demon warknął.- Nie zapominaj.
- Daj spokój Gabriel.- uśmiechnęłam się.- Trochę mnie boli tyłek, ale tak to jest super. Co na obiad?
- Przed obiadem musisz się przebrać.- mężczyzna się wtrącił.- W tym czasie Alice podgrzeję zupę.
Pokojówka miała coś powiedzieć, ale demon wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. W sumie racja, powinnam się przebrać bo robiło mi się gorąco, usiadłam na łóżku, zdjęłam sztyblety i kamizelkę. Gabriel w tym czasie grzebał w mojej szafie i wybierał jakieś ciuchy, gdy w końcu się na coś zdecydował, to podszedł do mnie i zaczął zdejmować mi bluzkę.
- Co ty robisz?- powstrzymałam go.
- Pomagam ci się przebrać.- powiedział to bardzo obojętnie...
- Sama sobie poradzę.- zrobiłam złą minę.
- Na pewno?- uśmiechnął się.- Poza tym i tak masz bieliznę, musisz się kochana wiele nauczyć.
- Nauczyć? Niby czego?
- Nienawiści, złości, odwagi itd. Nie możesz być takim, że tak powiem, flakiem.
- Fajnie... Właśnie mój demon porównał mnie do flaka...
Gabriel wybuchnął śmiechem i odwrócił się uznając, że z bluzką sobie poradzę, miałam bieliznę, ale czułam się trochę skrępowana, niestety ze spodniami nie było tak łatwo, demon pomógł mi je zmienić.
- Nie wiem czy chcę się uczyć nienawiści, wolę sprawiać by ludziom było lepiej.- mruknęłam w końcu.
- Nienawiść pomoże w życiu.
Czy ja wiem? Przecież mam demona, który dla mnie zrobi wszystko. A tak z innej beczki to jestem bardzo ciekawa jak wygląda ten pakt na moich plecach... Postanowiłam do sprawdzić później, bo nie miałam ochoty ponownie się rozbierać. Wstałam z wyrka i powoli, sama, poczłapałam do kuchni, oczywiście Gabriel szedł tuż za mną i mnie asekurował, ale pomińmy to. Alice postawiła na stole talerz zupy i zaczęłam jeść.
- Gdzie w ogóle jest moja ciocia?- zapytałam.
- Na wyjeździe, dziś wieczorem powinna wrócić.
- A gdzie pojechała?
- Na Karaiby, z jakimś oblechem, za twoje pieniądze.- Gabriel próbował mnie rozdrażnić.
- Należał się jej urlop.
- Ja nie wiem na jakich ty falach nadajesz.- demon zrobił zdziwioną minę i dostał szmatą w twarz od Alice.
- Jak ty się do cholery jasnej odzywasz do panienki? Kultury trochę!
Spiorunował ją wzrokiem i znów dostał szmatą. Roześmiałam się na cały głos, jak ja ich uwielbiam! Na pewno nie będzie mi się nudzić!
- A ty z czego się śmiejesz?- demon też się zaśmiał.- Ciekawy jestem czy będzie ci tak do śmiechu gdy pójdziesz do szkoły.
- Jakiej szkoły?!- myślałam, że zaraz wypluję tą całą zupę.
- A ty myślałaś, że będziesz cały czas w domu siedzieć?
- Ale ja... Ja się boję.
- Nie mas się czego bać.- pokojówka uśmiechnęła się czuło.- Będzie dobrze. A teraz idź sobie coś porobić.
Zabrała pusty talerz i zaczęła zmywać, przeniosłam się i przeniosłam na kapnę w salonie.
- Gabrielu!
- Tak?- nagle znalazł się obok mnie na kanapie, aż podskoczyłam.
- Możemy pogadać?
- Później.- uśmiechnął się i podniósł.
Nie wiedziałam dlaczego tak zrobił puki nie usłyszałam otwieranych drzwi. Do domu weszła ciocia i chyba myślała że nikogo nie ma:
- Jutro jeszcze będę musiała iść do tego bachora i... Elizabeth?! Co ty tu robisz?!
Postanowiłam zignorować "bachora" i uśmiechnęłam się.
- Część ciociu, wypisałam się na własne żądanie. Jak minęła podróż?
- Dobrze...- zamknęła drzwi.- Jak to się wypisałaś? Co to za ludzie?
- To...-wskazałam na pokojówkę.- Alice, moja, to znaczy nasza pokojówka. A to...- wskazałam na demona który stał za mną jak anioł stróż.- Gabriel mój osobisty lekarz, nauczyciel i rehabilitant. Oboje będą z nami mieszkać.
- Ah tak? Ile bierzecie za dzień?
- Panna Alice pracuje za to, że może tu mieszkać, a ja ustaliłem już swoją cenę z panienką Elizabeth.
Wiedziałam, że powiedział o mojej duszy i poczułam na skórze jak się chytrze uśmiecha. Aż mi ciarki po plecach przeszły...
- Eli ja jestem zmęczona idź na górę.- złapała się za czoło, mogłabym przysiąc, że pod nosem powiedziała "Nie chcę cie widzieć zasrany bachorze"
- Dobrze ciociu.
Wstałam i Gabriel wziął mnie pod rękę prowadząc do pokoju. Gdy się tam znaleźliśmy to usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana do brody, siadając w pozycji embrionalnej.
- Gabrieluuu...
- Tak?- usiadł na krześle, wpatrując sie we mnie tymi swoimi pięknymi oczami. W sumie był bardzo przystojny, wysoki, umięśniony, czarne włosy... Dlaczego czuję motyle w brzuchu?
- Odpowiesz mi na tamte pytania? (Jadasz coś? Śpisz? Da się ciebie jakoś zabić?)

piątek, 27 września 2013

Od Gabriela :4 Lekcja numer Jeden

- To zrozumiałe - spojrzałem jej głęboko w oczy - Niestety nie mamy czasu na debatowanie pod domem.
Otworzyłem jej drzwi i razem weszliśmy do pięknego białego hallu.
- Jako, że jestem twoim nauczycielem i lekarzem nie przystoi abyśmy mieszkali sami... no wiem ja z niepełnoletnią , ktoś drażliwy mógłby się uczepić tego , więc znalazłem dla ciebie pomoc .
- Pomoc ? Masz na myśli pokojówkę?
- I nie tylko,  Alice będzie tutaj sprzątać , zajmować się ogrodem . Resztą ja się zajmę gotowaniem , nauką i innymi drobiazgami .
Zaprowadziłem Elizabeth na górę do jej pokoju .
- Zostawię cię na jakiś czas , muszę pojechać coś załatwić ... spokojnie będzie tutaj Alice zapoznacie się lepiej - Jak na potwierdzenie moich słów usłyszeliśmy dzwonek - To pewnie ona , pójdę otworzyć ..
- Czy ona wie o tobie ? Że jesteś no wiesz... - spytała trochę zdenerwowana . Wiedziałem że się niepokoi ,nie miała od bardzo dawna kontaktu z innymi dziewczynami .
- O wszystko zadbałem , uważasz że byłbym tak nieostrożny ? Będzie odpowiednia dla ciebie... dla nas.
Zszedłem na dół i otworzyłem drzwi . Moim oczom ukazała się ładna , wysoka i smukła 23 latka , była dość typowym punkiem . Zmierzyła całego mnie w zatrzymując  nieco chwilę dłużej  wzrok na moim kroczu i dopiero w tedy spojrzała mi w oczy .
- Dom Rarerosów ?
- Tak , zapewne pani Wort , proszę wejść - Wprowadziłem ją i wziąłem jej bagaże .
- Ładnie tu , gdzie ta mała ?
- Panienka Elizabeth jest na górze , będę musiał wyjść na chwilę wrócę zapewne w nocy, wiesz co masz robić
-  Taaa , pomogę jej się rozpakować i zrobię coś do jedzenia . Potrafię być pokojówką i niańką . Musimy odstawiać tę szopkę że się nie znamy ?
- Nie że się nie znamy, ale to że jestem  teraz  nauczycielem a ty pokojówką . Zdołasz to zapamiętać ?
- Chyba tak - Podeszła do mnie i przypatrywała się moim oczom przygryzając wargę  . Odepchnąłem ją
-Wiem, że wiesz, że wiem o czym teraz myślisz ale spróbuj opanować swoją chcice i zrób to co ci kazałem , wychodzę
Ubrałem skórzaną kurtkę i skierowałem się do garażu . Czekało tam na mnie śliczne , czarne lamborghini z niebieskimi kołami . Zmarszczyłem brwi i zmieniłem  kolor na jadowity zielony
- Od razu lepiej - Uśmiechnąłem się do siebie i odpaliłem auto . Droga do miasta zajęła mi jakieś pół godziny . Kupiłem potrzebne rzeczy na jutro dla Elizabeth i dla siebie , zrobiłem zakupy w supermarkecie . Był już ciemno kiedy podjechałem pod  klub . Pełno było tutaj ludzi ,  tańczących , tych przy barze i tych pijących . Przeszedłem całą sale i wszedłem do mniejszej gdzie było zaledwie około 200 ludzi . Byłoby tutaj kompletnie ciemno gdyby nie neonowe fioletowe światła . Usiadłem, w loży i zamówiłem drinka .
- Co tutaj robisz całkiem sam ?- usiadła obok mnie wysoka ,czarnowłosa kobieta . Miała na sobie bardzo krótką , obcisłą czarną sukienkę i srebrny naszyjnik wyglądający jak obroża .
- Czekam , a ty ? Co taką piękna i atrakcyjna kobieta robi w klubie ze swoimi równie pięknymi  i atrakcyjnymi przyjaciółkami .
- Nie miał się kto nami zająć tej nocy - zamruczała. Dopiłem powoli drinka .
- Gdybym mógł jakoś wam pomóc i pocieszyć
- Myślę że jest coś takiego - Wstała i pociągnęła mnie za sobą prowadząc do trójki swoich przyjaciółek przy barze  . Ten wieczór będzie jednym z lepszych które spędziłem z nieśmiertelnikami .
                                                                      ***
- Wstawaj mała czas goni a musisz jeszcze coś zjeść - Odsłoniłem zasłony w pokoju Elizabeth
- Jeszcze chwilę - zaciągnęła sobie kołdrę na głowę i przewróciła na drugi bok .
- Nic z tego - Położyłem na krześle toczek i strój do jazdy - Nie powinniśmy się spóźniać - objąłem ją i wyciągnąłem na siłę .
- Na co możemy się spóźnić ? - Przetarła sobie oczy i ziewnęła
- Chyba nie chcesz zaprzepaścić szansy zobaczenie mnie w bryczesach - pokazałem jaj toczek - Pomyślałem ze hipoterapia to dobry pomysł
- Alice za chwilę  przyjdzie z siadaniem dla ciebie .
- Jest dopiero 7.30 a dzisiaj jest sobota , sobota !
- Wiedziałem że się ucieszysz panienko - pocałowałem ją w czoło i zszedłem na dół . Zmieniłem sobie strój na odpowiedni do jazdy ( bez bryczesów ) nikt nie chciałby chodzić w obcisłych gatkach jak Robi Hood . Nie mając już nic więcej do roboty usiadłem na wielkiej sofie w salonie i wpatrywałem się obrazy na ścianach . Po jakimś czasie Alice przyszła z  gotową do drogi Eli . Wyglądała ślicznie w kremowych bryczesach , czarnych sztybletach i czapsach oraz kremowej bluzce polo i ciemnej kamizelce .
- Wyglądasz uroczo - złapałem ją pod rękę
- Wygodne to nawet , ale nie wiem czy dam sobie rade , ledwo co chodzę a co dopiero siedzę na koniu
- Jeszcze się zdziwisz jak ci dobrze pójdzie - skończyłem rozmowę i poszliśmy do garażu . Dzisiaj wybrałem śliczną terenówkę ( oczywiście czarną ) . Wyjechaliśmy z posiadłości dokładnie o 8 tak jak planowałem . Nowy dom Elizabeth znajdował się na wsi a dokładnie w małym lasku . Było tutaj niezwykle spokojnie . Jedynie łąki , pola i od czasu do czasu domy .
- Kto będzie mi pomagał z koniem ? - zapytała nagle Eli .
- Ja - odpowiedziałem - Musisz wiedzieć że to będą tak jakby nasze konie będziemy je dzierżawić .
- A dokładniej ? - najwyraźniej ja to bardzo  zainteresowało .
- Mamy wyznaczony czas kiedy   się nimi zajmujemy , od poniedziałku do piątku po południu a w weekendy z rana . Jeśli się tobie nie spodoba będziemy mogli to przerwać ale zaufaj mi tego typu zajęcia dużo dają , a obcowanie z końmi jest niezwykle przyjemne ... wiesz im więcej poznaje ludzi tym bardziej cenie te zwierzęta - uśmiechnąłem się do niej życzliwie a on odwzajemniła to . Reszta drogi minęła nam w ciszy . Nie jechaliśmy długo , dokładnie 15 minut . Wyszedłem pierwszy i pomogłem Elizabeth .
- Ładnie tu - przyznała rozglądając się .
- Chodź , czekają pewnie na nas w środku - złapałem ją  i poprowadziłem do środka . Przywitało nas rżenie i kilka końskich głów wystających z boksów . Z jednego z boksów wyszła drobna kobieta w średnim wieku.
- Dzień dobry - przywitała nas dziarsko - zapewne pan Grey .
- Tak i panienka Rarerose - wskazałem na Elizabeth kurczowo trzymającą moje ramie .
- Wasze konie są tutaj mają boksy obok siebie - zaprowadziła nas do dwóch ostatnich boksów - To Bella a tam jest Watson . Macie tutaj zgrzebła i kopystki , obok stajni jest siodlarnia tam są podpisane siodła i ogłowia . Ja idę zająć się innymi końmi .
- Choć ten będzie twój - złapałem ją pod rękę i otworzyłem boks . W środku stał ogromny wałach rasy Shire. Sierść miał siwą , tak jak długie szczoty na nogach i grzywę opadająca na piękne ,czarne pełne wyrozumiałości i mądrości  oczy - Jest cudowny - Eli podeszła nieśmiało do niego i pogładziła jedno tonowe bydle
- Wyszczotkuj go - podałem jej zgrzebła- ja idę zająć się swoim - Zamknąłem boks i  otworzyłem drugie gdzie czekała na mnie 4 letnia siwo jabłkowita klacz Shire . Zdążyłem już ubrać mojego konia kiedy do boksu weszła instruktorka .
- Może pan już wyjść z koniem na ujeżdżalnie , ja zajmę się Elizabeth , jak rozumiem przed ... wypadkiem nie jeździła ?
- Tak - złapałem za wodze i wyprowadziłem Bele - Ja pojadę w teren
- Nie woli pan poznać konia i ...
-Poznam w terenie . Planuje tak na 2 godziny
Wyszliśmy z stajni na otwarta ujeżdżalnie . Dopiąłem popręg i wsiadłem na klacz . Zrobiłem kilka kółek w stepie i kłusie . Miała delikatny i miękki chód , reagowała świetnie na pomoce . Wyjechaliśmy ze stadniny do lasu . Przyśpieszyłem do galopu . Nagle klacz zaczęła się płoszyć . Stanęła dęba i toczyła przerażona oczami.
- Chyba mnie nie lubi - Stała przede mną piękna kobieta oparta o drzewo
- Raczej boi się - uspokoiłem Bele - Nigdy nie miałaś wyczucia do innych zwierząt oprócz drapieżników Sidirel .
Uśmiechnęła się sama do siebie .
-Wiesz po co przyszłam
- Nie ma w tym nic dziwnego
- Nie mogę jakoś  uwierzyć że zawarłeś pakt z jakąś kaleką smarkulą tak po prostu ty nigdy ...
- Co nigdy ?
-Nigdy nie brałeś zwykłych dusz . Chyba że ... Nie to niedorzeczne .
-Jest to zwykły pakt . Nic więcej a nawet gdyby było jednak coś więcej nie powinno cię to obchodzić
- Jednak obchodzi - podeszła bliżej i pokazała znaki na przedramieniu - Jestem i będę jedyna .
- To nie ma z tym nic wspólnego , Elizabeth jest pod moja ochroną więc nic nie może jej się stać .
- I tak ci nie wieże , lepiej jej pilnuj ... - Zmaterializowałem się dokładnie przed nią i złapałem za gardło przygwożdżając do drzewa . Moje o czy zalśniły zielenią a głos zmienił się na ochrypły, nieludzki . Bela zarżała przestraszona i pognała galopem przed siebie .
- Chyba zapomniałaś kim jestem ?
- Nie , nigdy a ty ?
- Zbliż się do niej a obiecuję że cię zabije - otworzyła szeroko oczy .
- Zabijesz swojego pobratymca ? Ni zrobił byś tego
- Przekonajmy się - puściłem ją - Jeżeli spróbujesz jej coś zrobić zginiesz
- To jest wyzwanie ?
- Raczej obietnica
- Skoro to zwykła pakt i zwykła dziewczyna.. .to dlaczego ? - nim zdążyłem coś powiedzieć znikła i zostałem sam na leśnej drodze . Westchnąłem ,nie chciałem się przyznawać dlaczego nawet sam przed sobą . Dogoniłem klacz i uspokoiłem . Wracając do Eli miałem wciąż przed oczami znaki Sidirel . Mimo mrocznych myśli uśmiechałem się jak zawsze serdecznie do mojej Pani kiedy kłusowała pierwszy raz i kiedy razem wsiadaliśmy do auta .
- Fajnie było , ale uda i tyłem bolą jak cholera
- To dobrze , póki cie coś boli znaczy że żyjesz i stajesz się silniejsza . Zapamiętaj to sobie , naszą lekcje numer jeden .
                                     


wtorek, 3 września 2013

Od Elizabeth: 3. No dobrze... Zawrzyjmy ten pakt...



W nocy śnił mi się strasznie zły sen, no i był bardzo dziwny… śniło mi się, że przyzwałam demona. To wszystko przez tą głupią książkę, ale ona rano zniknęła. Gdyby tego było mało przyszedł do mnie nowy lekarz, poprawka, nowy i przystojny lekarz. Okazało się, że to on ma moją książkę i że to mi się nie śniło, tylko właśnie jego przyzwałam. Gdy zapytał się mnie o książkę to zaczęłam panikować, a strach oblał całe moje ciało, chciałam krzyknąć, lecz demon mnie złapał, zakrył usta i pozamykał drzwi.
- Nie krzyczymy.- szepnął mi do ucha.
Bałam się jak cholera, można powiedzieć, że sparaliżowanie wróciło i serce zaczęło mnie kłóć. Nawet nie potrafiłam się popłakać.
- Teraz cię puszczę, a ty będziesz spokojna, dobrze?
Przytaknęłam, demon uśmiechnął się i powoli mnie puścił. Zaczęłam się bać jeszcze bardziej.
- Uspokój się, bo ci serce siądzie.- zaśmiał się.- Ej, ja mówię serio… Przejdźmy do rzeczy- znów usiadł na krześle.- Skąd masz te książkę.
- D-dostałam… Od takiej staruszki.
- Staruszki? Mówiła coś?
Zaprzeczyłam i przesunęłam się do tyłu.
- No dobrze…-westchnął.- Wezwałaś mnie i chciałaś zawrzeć pakt, więc do roboty.
- Nie, ja nie chce .- zaczęłam panikować.- Idź stąd, mam już dużo kłopotów. Idź.- zaczęłam płakać.
- Jeśli mam iść, to zabije cię taka… Pani… Zastanów się nad tym.
Nie chciałam umierać, na pewno nie teraz, czyli, że miałam zawrzeć z tym gościem pakt? W co ja się wkopałam?!
- Da.. Daj mi leki.
Westchnął i zaczął grzebać w szufladzie, skorzystałam z okazji jego nieuwagi i zerwałam się z łóżka, podbiegłam do drzwi i nerwowo chciałam je otworzyć. Gdy w końcu się to udało, to mężczyzna mnie złapał i zamek znów się zamknął. Zaczęłam krzyczeć, płakać i szarpać się.
- Zostaw mnie!!
- Uspokój się do cholery.- rzucił mnie na łóżko.- Nie chcę ci zrobić krzywdy, dzięki paktowi będę cię chronić! – krzyknął.
Zamilkłam, nie było innego wyjścia, musiałam zawrzeć z nim pakt, bo inaczej zginę.
- Dobrze…- mruknęłam.- Co chcesz w zamian? Pieniądze? Mam je.
Uśmiechnął się, usiadł na łóżku obok mnie i mnie objął. Odepchnęłam jego rękę i wlepiłam w niego wzrok. Miał takie piękne zielone oczy…
- Nie musisz się mnie bać, jestem tu po to by cię chronić, a w zamian za to chcę… Twoją duszyczkę.
To było do przewidzenia, czytałam o tym w tej książce, chociaż miałam nikłą nadzieję, że zażyczy sobie czegoś innego. Czyli, że jak umrę to on weźmie moją duszę, czyli to będzie coś gorszego niż piekło. Właśnie zjebałam sobie życie do końca życia… Westchnęłam.
- Dobrze… Zgadzam się. Moja dusza jest twoja.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wziął nożyczki którymi wczoraj rozcięłam sobie skórę i rozciął mi dłoń. Potem rozciął swoją i podaliśmy sobie ręce.
- Pakt zawarty słonko.- jego oczy wręcz zapłonęły zielenią.
Na dłoni mężczyzny pojawił się zdobiony pentagram, a ja na plecach poczułam ukłucie.
- Ty też masz taki.- spojrzał na swoją dłoń.- Tylko, że na plecach.- Chciałam go jak najszybciej zobaczyć i ocenić, czy jest duży, czy mały czy jakiś inny.- Później go zobaczysz, teraz weź leki na serce, a ja pójdę cię wypisać.- Rolety znów się podniosły, a drzwi otworzyły, demon się podniósł i poszedł do wyjścia.- Od teraz jestem twoim osobistym ochroniarzem i lekarzem, w skrócie mów mi Gabriel.
Wyszedł a ja rzuciłam się na łóżko. Po prostu super… Zawarłam pakt z demonem.

***
Gabriel wrócił po jakiejś godzinie cały w skowronkach. Gdy tylko wszedł do sali to zaczął mnie pakować. Nie wiedziałam za bardzo co się dzieje, wzięłam tylko ubrania i poszłam się przebrać. Gdy wróciłam, to demon siedział na łóżku i czytał księgę.
- Czy na pewno powinnam wracać do domu? A rehabilitacja?
- Wszystkim się zajmę, nie martw się.- wyjrzał zza książki.- Gotowa do drogi?
- Tak, chodźmy.
Podniósł się i wziął wszystkie torby, po czym wyszedł z sali, a ja oczywiście za nim. Na dole czekał już czarny samochód, którego wcześniej tu nie było. Gdy Gabriel chował bagaż to wsiadłam do samochodu, zastanawiałam się czy nie zwiać. Jednak nie miałam kluczyków, a poza tym i tak by mnie znalazł. W końcu demon wsiadł do auta i odpalił je. Cały czas czułam przed nim lęk, tak jakby zaraz gdzieś miałby mnie wywieźć i zgwałcić. Wtuliłam się w siedzenie i złapałam pasów, ja nie chcę z nim nigdzie jechać….
- Dlaczego się boisz?- uśmiechnął się i stanął na światłach.
- To chyba proste, prawda? Nic o tobie nie wiem, a moja dusza jest już twoja.
- Sama mnie wezwałaś.- znów ruszyliśmy.- Jak chcesz to pytaj.
To była interesująca propozycja…
- Ile masz lat?
- Duuuuużo, kolejne pytanie.
Dłuższą chwilę milczałam wymyślając najistotniejsze pytania, dzięki temu przestałam się trochę bać. W końcu wymyśliłam:
- Nazwisko? Jadasz coś? Śpisz? Da się ciebie jakoś zabić?
Gabriel zahamował i spojrzał się na mnie tymi swoimi pięknymi oczami.
- Wysiadamy.
- A pytania?
- Odpowiem później.
Wysiadł i przeszedł do bagażnika. Teraz miałam zamieszkać w nowym domu, nie był to ten w którym się wychowywałam, on było o wiele mniejszy i skromniejszy, ale ładny. Ciocia mi trochę o nim opowiadała. Wysiadłam z samochodu i Gabriel wziął mnie pod rękę, bym się nie wywaliła, bo moje kroki były jeszcze koślawe.
- Posłuchaj, wypisałaś się na własne żądanie, a ja jestem twoim rehabilitantem i odwiozłem cię do domu. Rozumiesz?
Przytaknęłam i poczułam się jak w jakimś kryminale. Ciekawiłam się tym jaka będzie moja ciotka, zawsze gdy do nas przyjeżdżała, bądź ja do niej, to była miła i kochana, mama mi jednak opowiadała, że ciotka to zło wcielone i nigdy mam nie wierzyć w jej fałszywy uśmieszek. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami.
- Mam pewne obawy…- mruknęłam do demona, o dziwo bez cienia strachu.

--------------------------------
Znów krótko :(
Przepraszam, ale zaczęła się szkoła i nie mam chęci do wszystkiego....

niedziela, 1 września 2013

Od Gabriela : 2 Zemsta


- Kto by pomyślał ... podobno w XIX wieku zostały spalone wszystkie - Rafael przekartkowywał starą księgę niedbale , oglądając jedynie  ręcznie malowane ilustracje .
- Zostały trzy , jedna po łacinie , jedna pisana w grece i ta ... Ciekawi mnie skąd ją ma ... - Spojrzałem na śpiącą dziewczynę  na łóżku . Wolałem być dyskretny i nie wzbudzać niczego podejrzanego w szpitalu , więc usunąłem wszystko co by wskazywało na obrzędy przywoływania , Elizabeth zemdlała i nie miałem innego wyjścia jak położyć ją . Rafael zjawił się jakieś 15 minut temu , zawsze sprawdzał kto przyzywał demona , nawet jeśli nie chodziło o niego ... szczególnie w tedy .
- Zgodzisz się ? - usiadł na krześle i zabrał się za czekoladki leżące na wierzchu prezentów i upominków .
- Nie wiem - wiąż nie odrywałem wzroku od dziewczyny , stałem nad jej łóżkiem ze splecionymi rękoma , przysłuchując się jej równomiernemu oddechowi - Ile masz czasu zamiar tutaj być ?
- Chwilę  bracie ,w końcu coś się wydarzyło .Od dłuższego czasu  żaden człowiek  nas nie wzywał a jeszcze dłużej nie było paktu - zaległa długa cisza , którą niespodziewanie przerwałem .
- Ładna jest -Wyznałem . Rafael parsknął śmiechem .
- Prawda ... ale lepiej nie mów tego przy Sidirel - Wystarczyło jedno spojrzenie zielonych oczu aby z twarzy czerwonego demona (teraz w postaci człowieka ) zniknął uśmiech - I tak się dowie jeśli nie ode mnie to sama...
- Już wie
- Więc po co to wszystko ? I tak dziewczyna zginie  . Jeśli zawrzesz pakt po spełnieniu odda ci dusze a jeśli nie to Sidirel zabije ją bo ... - Rafael najwyraźniej nie potrafił określić dokładnie dlaczego demon zdrady zawsze pragnął śmierci kobiet , które wzywały demony .
- A więc nie zostaje mi nic innego jak zawarcie paktu i chronienie ją - Pogładziłem Elizabeth czule po głowie . Odwróciłem się do Rafaela , miał minę jak w tedy gdy dymałem cesarzową - Oczywiście aż do momentu zapłaty - uśmiechnąłem się do niego a on to odwzajemnił .
- Takiego cię kocham i szanuje Gabrielu , będę odwiedzał ciebie czasem . Mam nadzieje że nie będziesz się nudził i obyś dobrze się bawił - po tych słowach znikł zostawiając mnie  samego w ponurym pokoju szpitalnym wraz z moją przyszłą podopieczną .
                                                                        ***
Następnego dnia Elizabeth myślała że przyśniło jej się to ( biorąc pod uwagę fakt że nie zostawiłem żadnych śladów , nawet skaleczenia ręki i książki .Była to najrozsądniejsza myśl co do tego wydarzenia ) . Musiałem wyciągnąć ją jakoś ze szpitala , nudziło mnie ukrywanie się . A chciałem jak najszybciej zawrzeć pakt i mieć 100 procentową pewność co do dostania jej niewinnej zbłąkanej duszy . Więc mając mało czasu i przymus działania w miarę dyskretnie zostałem lekarzem ( mój dar perswazji okazał się niezawodny i w tym przypadku  )
- Dzień dobry Elizabeth - przywitałem ją wchodząc do pokoju - Jestem nowym lekarzem
- D-Dzień dobry - patrzyła na mnie oniemiała .
- Od dzisiaj ja będę ciebie rehabilitować - Przysunąłem krzesło do jej łóżka i założyłem nogę na nogę niedbale - Dlatego chciałem poznać ciebie lepiej w ramach naszej ... wspólnej pracy
- Y-hm - przytaknęła .
- Zanim zaczniemy - ściągnąłem okulary , które nosiłem dla większego efektu ,, uczonego " - To chyba twoje - Podałem jej książkę . Przez chwile gapiła się na nią w milczeniu potem bardzo powoli skierowała wzrok na mnie .
- Ty ... uśmiechnąłem się . Nagle zasłony w oknach opadły i zamek w drzwiach przekręcił się . Elizabeth wyglądała jakby miała za chwilę krzyknąć . W ułamek sekundy znalazłem się przy niej zaciskając jej usta .
- Nikt ci nie pomoże , wszyscy są pod moja kontrolą choć nawet nie są tego świadomi , a teraz powiesz mi skąd masz książkę i czemu mnie wezwałaś .
Uwielbiałem to . Ten strach bijący od innych gdy uświadamiają sobie co wezwali do świata żywych . Czułem niemal jego smak , zapach , mogłem go dotknąć ... ale strach to nie wszystko , ważniejsza była zemsta . Zemsta której byłem usposobieniem .

--------------------
Witam :]
Pierwszy mój rozdział też krótki , ale obiecuje że następne będą długie i bardziej szczegółowe .

piątek, 30 sierpnia 2013

Od Elizabeth: 1. Oszalałam czy nie oszalałam?

  Cały czas ciemność, czułam się jakbym biegła w ciemnym tunelu by dotrzeć do jasnego światełka, biegłam ile sił, ale posuwałam się jedynie o parę centymetrów, w końcu centymetry stały się metrami, a metry kilometrami i dotarłam do światełka.
  Otworzyłam oczy i zobaczyłam białe pomieszczenie, a więc to było to światełko. Poruszyłam palcami u rąk, ale nogi i ręce nie chciały mnie słuchać, nie czułam ich. Leżałam w białej sali w białym łóżku, na twarzy miałam maskę z tlenem, obok mnie stała kroplówka i jakieś dziwne urządzenie które co chwila pikało. Kaszlnęłam, byłam cholernie głodna i chciało mi się pić. Znów rozejrzałam się dookoła, na półce przy łóżku stał wazon z kwiatami i mnóstwo pudełek z czekoladkami, niektóre były już otwarte. Próbowałam się ruszyć ale nie mogłam, gdzie ja byłam?! To szpital? Boże jestem w szpitalu… Co się dzieje?!
- Hal..!- skrzyknęłam, z trudem mi się mówiło.
Skupiłam się i spróbowałam jeszcze raz:
- Haloo!
Nagle do pokoju wbiegła jakaś pielęgniarka i moja ciotka… Moja ciotka?!
- O matko obudziła się!
- Co się dzieje?- skrzyknęłam.
- Cichutko… Wszystko ci opowiem.- ciocia się uśmiechnęła.
Pielęgniarka zawołała lekarza, zaczęli mnie badać i oglądać. Czułam się strasznie dziwnie, nie mogłam się ruszać i byłam wystraszona, a lekarz nawet nic mi nie wytłumaczył. W końcu zostałam sam na sam z ciocią Annie.
- Ciociu, co tutaj się dzieje?
Kobieta siedziała na krzesełku przy moim łóżku ze smutną miną.
- Pamiętasz jak miałaś z rodzicami jechać na festyn charytatywny?
- Tak.- nie spuszczałam z niej wzroku.
- To było dwa lata temu, mieliście wypadek i tylko ty przeżyłaś, jednak zapadłaś w śpiączkę.
- Wyjdź.- warknęłam.
Wstała i wyszła nie odzywając się. Gdy zostałam sama to wybuchłam płaczem. Wszystko umarło. Nie mam już nic.
  Minął jakiś miesiąc, ukrywałam swoją rozpacz w głębi siebie, chciałam żyć dalej i zrobić coś by ludzie nie cierpieli tak samo jak ja. Skupiłam się więc na rehabilitacji, szło mi całkiem nieźle, potrafiłam już chodzić (koślawie, ale chodziłam) i pisać. Dowiedziałam się, że mam chore serce, ale czułam, że stawałam się coraz silniejsza. Pewnego wieczoru do Sali w której leżałam przyszła pewna staruszka, wyglądała na biedną i schorowaną:
- Witaj moje dziecko.
- Kim pani jest?- odstawiłam kubek z herbatą na stolik obok łóżka.
- Znajomą, dobrą duszą. Mam dla ciebie prezent.- położyła jakaś książkę na moich nogach.- Wiem że jesteś schorowana, ale wypróbuj.- potem wyszła.
Nie mogłam wyjść z szoku, kto to w ogóle był? Wzięłam książkę i otworzyłam, na pierwszej stronie widniał napis „Przyzywanie demona”. Czytałam dalej, w sumie to nie było takie trudne, można było spróbować, chodź i tak w to nie wierzyłam. Z trudem wstałam z łóżka i u siadłam na środku sali.
- Teraz muszę nakreślić pentagram z własnej krwi na podłodze, niestety mam tylko jedną świeczkę. Nie ważne to i tak się nie uda.- mruczałam do siebie pod nosem.
Znów wstałam i podeszłam do szafeczki w której miałam nożyczki i świeczkę na wypadek gdyby nie było prądu w szpitalu. Znów usiadłam na podłodze i zapaliłam przed sobą świeczkę. Do głowy zaczęły mi napływać jakieś dziwne myśli. Zignorowałam je jednak i przejechałam nożyczkami po ręce. Nożyczki były dosyć ostre więc szybko rozcięły moją skórę i poleciała mi krew. Nakreśliłam na podłodze krzywy pentagram i wymówiłam słowa takie jakie były napisane w książce:
- Przybywaj, mówię ci, przybywaj demonie zły, zasady ustalimy, pakt zawrzemy, pakt wypełnimy. Umrzemy.
Świeczka zgasła, parsknęłam śmiechem, widocznie w nią dmuchnęłam. Nic się nie wydarzyło, tak jak myślałam. Chociaż muszę przyznać, że jak wymawiałam te słowa to dziwnie się czułam, przed oczami przelatywały mi różne obrazy i miałam wrażenie, że czuję gnijące mięso. Może ja zwariowałam? Może szaleje?! Niedługo pewnie psychiatra będzie moim jedynym przyjacielem! Złapałam się za głowę i skuliłam. Boże! Dlaczego ja czuję krew?! Nagle ktoś mi położył rękę na ramieniu, po ciele przeszły mi dreszcze i zdrętwiałam. Nie umiałam nawet krzyknąć.

--------------------
Witam to blog pisany przeze mnie i moją koleżankę, ona będzie pisać jako Gabriel, ja jako Elizabeth. Jak na początek rozdzialik krótki, później będzie dłuższy, obiecuję :)
Komentujcie i oceniajcie :D

Od Elizabeth: Prolog

- Kochanie! Chodź! Tata już jest w samochodzie!- usłyszałam głos mamy dochodzący z dołu.
- Już mamo!- odłożyłam książkę na półkę.
Założyłam białe rękawiczki i zbiegłam po schodach na dół, mama zawsze kazała mi ubierać się jak arystokratka, dla mnie to było dziwne, bo nie lubiłam się chwalić tym, że jestem bogata, rodzice mają wielką firmę która zarabia miliony i w ogóle. Ale moja mama to co innego, ona chciała być damą, chciała mieć piękne sukienki i codziennie inną fryzurę, no i oczywiście mnie tez do tego zmuszała. Wyszłam na podwórko, jak zwykle zielona trawa była równiutko ścięta, a krzewy aż buchały kolorami. Przed bramą stało już białe BMW, za kierownicą siedział tata i pospieszał mnie. Podbiegłam do wozu i wsiadłam do niego. W środku pachniało cytryną, a skórzana tapicerka jak zwykle trzeszczała gdy się na niej siedziało.
- Co tak długo?- tata ruszył, mieliśmy jechać na jakiś festyn charytatywny.
- Nie mogłam znaleźć rękawiczek.- oczywiście to było kłamstwo.
- To dobrze, że je znalazłaś, idealnie pasują do tej białej sukienki.- miałam wrażenie, że mama się uśmiecha.
- Wolę spodnie.- naburmuszyłam się.- W sukience nie mam gdzie schować telefonu i jak się schylam to mi majtki widać.
Tata parsknął.
- To się nie schylaj. Poproś jakiegoś mężczyznę by ci coś podniósł jak ci upadnie.
Westchnęłam, nie miałam ochoty dyskutować z mamą, bo mogłybyśmy tak w nieskończoność. Nagle zobaczyłam nadjeżdżający tir z prawej strony, byliśmy coraz bliżej niego, a tata nie zwalniał.
- Tato… Tir…- jęknęłam.
- Tom! Nie rób sobie żartów! Hamuj!- krzyknęła mama, gdy byliśmy coraz bliżej niego.
- Nie mogę! Hamulce nie działają!
Tata zaczął szarpać kierownicą jakby chciał w dziwny sposób zatrzymać samochód bez hamulców, pociągnął za ręczny, lecz ten, z łatwością odskoczył. Był urwany. Mama krzyczała, tata próbował jakoś skręcić czy coś, ale chyba już wiedział, że nie da rady. Ja się popłakałam, to był widocznie mój koniec. Jeszcze dzisiaj rano planowałam co będę robić wieczorem, a teraz? Mknę ku śmierci. W końcu stało się to co nieuniknione, nasz samochód uderzył w tira, nie pamiętam wiele, poczułam uderzenie potem ból i nastała ciemność.